Januszu racja, z opisem poszło najłatwiej
Ostatni mikrokontroler programowałem przynajmniej 15 lat temu więc bez stosownej lektury się nie obyło.
Strome schody pojawiły się gdy do głosu doszła mechanika: trybiki, śruba, osiowość, luzy potrzebne, luzy zbędne, odległości i kąty.
Z początku napęd miewał zacięcia i drgania lecz teraz pracuje zadziwiająco cicho i spokojnie.
Jak już coś zadziała to frajdę sprawiają mi pomiary na "żywym", rozwijanym organizmie.
Po zgraniu silnika ze śrubą napędową do bardzo późnej nocy kontrolowałem więc przesuwy liniowe:
Wytrwałem 170 minut co znacznie przekracza ograniczenia konstrukcyjne kozła.
Do ukończenia prac względnie proste sprawy: pomierzyć zmiany kątów w czasie, zdobyć szukacz, podparcie pod urządzenie oraz kliny pochylające.
Oczywiście dopiero zdjęcia zweryfikują urządzenie, ale już na etapie budowy jest fajnie bo powstaje ono praktycznie z niczego i przy pomocy niczego.
Wyszperane części rzadko do siebie pasują, obrabiać precyzyjnie nie bardzo mam czym i gdzie - nie mówiąc o potrzebnej do tego wiedzy.
Mimo to staram się być zegarmistrzem i przerabiam do skutku bo skoro już zacząłem to MUSI zadziałać, zadziałać dobrze.
Z natury nie biorę się za rzeczy proste bo skoro są proste to prawie ich nie ma - prace domowe potrafią więc długo czekać
Aż nagle Janusz napisał, że robi kolejnego FASTRONA, zachęcał do budowy swojego, a nawet zaoferował gotowe płyty.
Wiedziałem, że przetworzenie opisów i "zawsze działających" obrazków z internetu w realny obiekt łatwe nie jest więc nieśmiało o tym pomyślałem.
Z oferty również nie skorzystałem bo:
1. nie sądziłem, że zacznę
2. wątpiłem czy skończę
3. to byłoby zbyt proste
Skorzystałem za to z inspiracji i zwalczając kolejne przeszkody uzyskałem działające gizmo - już niemal kompletne.
Dobra, kończę zaśmiecać fastronowy wątek swymi perypetiami i załączam pozdrowienia.