A gdyby planetoida spadła na Warszawę. Jak temu zapobiec?Po zdarzeniu, które miało miejsce 3 lata temu w Czelabińsku w Rosji, nie ma wątpliwości, że meteoryty mogą spadać wszędzie, również na polskie miasta. Na szczęście naukowcy wiedzą już, jak się przed nimi obronić. Poznajmy najnowsze metody.
Uderzenia kosmicznych skał to podobnie, jak trzęsienia ziemi, zjawiska, których do tej pory nie można było przewidzieć, a co za tym idzie, się przed nimi obronić. Jednak po incydencie, który miał w 2013 roku miejsce w Czelabińsku na problem zaczęto patrzeć bardziej wnikliwie.
Na Rosją wybuchła skała, która zanim weszła w ziemską atmosferę miała mniej niż 20 metrów średnicy. Tymczasem współczesna technologia nie pozwala nam na śledzenie planetoid o średnicy mniejszej niż 1 kilometr. Takich rozmiarów obiekt spadając na miasto mógłby spowodował całkowite jego zniszczenie wraz z okolicznymi obszarami.
Meteoryty o średnicy tego z Czelabińska mimo iż miasta całego nie zmiotą z powierzchni ziemi, to jednak jak mogliśmy się przekonać spustoszenia mogą poczynić znaczne, zwłaszcza wybić wszystkie szyby, które następnie mogą zranić setki lub tysiące ludzi.
Dlatego też największe światowe agencje kosmiczne jednoczą siły, aby zbudować system mogący wykrywać obiekty o średnicy co najmniej 50 metrów. Szacuje się, że takich jest w naszym Układzie Słonecznym około miliona z czego kilkadziesiąt tysięcy przecina ziemską orbitę stwarzając zagrożenie.
Od 2000 roku kosmiczne skały, przelatujące przez ziemską atmosferę, wyzwoliły energię generowaną podczas 26 wybuchów jądrowych.
Warto wspomnieć, że meteoroid, który spadł na Tunguskę na Syberii w 1908 roku, wydzielił energię o równowartości wybuchu od 5 tysięcy do 15 tysięcy kiloton trotylu. Dla porównania ładunek jądrowy, który spadł na Hiroszimę w Japonii w 1945 roku miał moc zaledwie 15 kiloton.
Aby możliwe było monitorowanie takich skał potrzebny jest super precyzyjny teleskop. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) rozpoczęła prace nad nim, podobnie jak Rosjanie, ale to potrwa.
Celem projektu SSA jest wykrycie planetoid na 3 miesiące przed ich uderzeniem w ziemię. To dałoby czas na określenie skali zagrożenia i ewentualną ewakuację ludności. Jednak pojawiają się głosy, że po pierwsze projekt byłby niezwykle kosztowny, a po drugie może przynieść więcej złego niż dobrego.
Głównie dlatego, że na obszarze potencjalnego upadku meteorytu wybuchłaby panika, która mogłaby prowadzić do bliżej nieokreślonych skutków. Trzeba odróżnić to, jak potencjalne zagrożenie odbierają naukowcy znający się na rzeczy, a zwykli ludzie, dla których mówienie, że nie ma zagrożenia od razu jest mydleniem oczu.
Pewne jest natomiast, że tak niewielkich planetoid, jak ten z Czelabińska jeszcze długo nie będziemy w stanie identyfikować. Niebezpieczeństwo z kosmosu czyha, a my jak byliśmy bezbronni, tak nadal tacy pozostajemy, jedynie bogatsi o wiedzę, co taka skała z kosmosu może nam zrobić i ani trochę nie jest to pocieszające.
A co jeśli już namierzymy zagrażającą nam planetoidę? W grę wchodzi jej rozbicie na niewielkie kawałki za pomocą bliżej nieokreślonej broni. Kolejny krok ku temu wykona ESA wysyłając w kierunku planetoidy Didymos dwa próbniki.
Dotrą one do obiektu odległego od Ziemi o 11 milionów kilometrów w 2022 roku. Jeden próbnik uderzy w planetoidę z prędkością 23 tysięcy kilometrów na godzinę, a drugi będzie rejestrować tego skutki. Naukowcy uspokajają, że Didymos nie zagraża Ziemi, został wybrany tylko jako test.
NASA postanowiła podjąć współpracę z Narodową Administracją Bezpieczeństwa Jądrowego. Naukowcy mają wspólnie opracować plan neutralizacji planetoid, które mogą znaleźć się na kursie kolizyjnym z Ziemią.
Pewne jest, że amerykańskie agencje nie zamierzają całkowicie niszczyć kosmicznych głazów, przy pomocy broni nuklearnej, tylko mogą zastosować ją miejscowo, w celu zmienienia trajektorii lotu obiektu.
NASA niedawno potwierdziła plany niezwykłej i zarazem pionierskiej misji, w ramach której po raz pierwszy w historii zostanie przechwycony, przemieszczony w okolice Księżyca, a następnie zbadany fragment planetoidy. Projekt Asteroid Redirect Mission ma rozpocząć się już w 2019 roku.
Natomiast w 2018 roku w przestrzeń kosmiczną zostanie wysłany teleskop Sentinel, którego zadaniem będzie identyfikacja potencjalnie niebezpiecznych planetoid i meteoroidów, na długo zanim znajdą się na kursie kolizyjnym z Ziemią.
O skorzystaniu z broni jądrowej przeciw planetoidzie mówią otwarcie również Rosjanie. Pomimo faktu, że wykorzystywanie takiej broni zostało zakazane w 1967 roku na mocy Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej, to jednak teraz, w obliczu większej świadomości kosmicznych zagrożeń, świat powinien zmodyfikować umowę i poważnie podejść do tematu. Rosyjscy naukowcy planują wyniesienie na orbitę jednego lub kilku ładunków jądrowych, które uzbrajane byłyby tylko wówczas wzrostu zagrożenia.
Aby móc precyzyjnie zniszczyć planetoidę czy kometę musimy wiedzieć czym one tak naprawdę są. Dowiedzieliśmy się tego dzięki sondzie Rosetta, która gruntownie przebadała kometę 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Lądownik Philae po raz pierwszy w historii przesłał dane z powierzchni jądra. Okazało się, że skład komety odbiegał od tego, czego się spodziewaliśmy.
To oznacza tylko tyle, że przynajmniej w ciągu następnych 10 lat nie będziemy dysponować technologią, która w jakikolwiek sposób będzie nas mogła chronić przed planetoidą, którą odkryjemy na przykład za pomocą programu SSA opracowanego przez ESA.
http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/11 ... u-zapobiec