Rozpadła się? Dramatyczny finał komety stulecia ISON mogła już rozpaść się na kawałki - mówi "Gazecie" dr Michał Drahus, polski astronom pracujący w USA. Miało być widowisko na niebie, a być może nic nie zobaczymy. Potwierdza się powiedzenie kanadyjskiego astronoma Davida Levey'ego, że komety są jak koty. Mają ogony i chadzają własnymi drogami
W najbliższy czwartek ISON dotrze do najbardziej newralgicznego punktu swojej podróży - peryhelium. W położonym najbliżej Słońcu punkcie na swojej orbicie zbliży się do niego na odległość ledwie 2 mln km (dla porównania - odległość Ziemia - Słońce to ok. 150 mln km). Lodowe jądro komety zostanie poddane potężnej temperaturze i pływom grawitacyjnym. Wielu zastanawiało się, czy przetrwa ona takie zbliżenie do naszej gwiazdy.
Choć z powodu tej bliskości Słońca kometa od kilku dni nie jest już widoczna dla miłośników astronomii, to za pomocą radioteleskopów obserwują ją zawodowi naukowcy. Jednym z nich jest Polak dr Michał Drahus z Caltechu.
- Z ISON jest źle - mówi "Gazecie". - Trzy dni przed peryhelium jej jądro wykazuje znikomą aktywność. W ciągu ostatnich pięciu dni zauważyliśmy ogromny spadek tej aktywności.
Uczony obserwuje bezpośrednie otoczenie jądra komety, które ma ok. 2,5 tys. km średnicy. To wbrew pozorom bardzo mało, warkocz ISON ma teraz miliony kilometrów. Za pomocą radioteleskopu bada widmo cząsteczek cyjanowodoru, których produkcja jest całkiem niezłym wyznacznikiem żywotności komety. Jest ich niewiele, średnio jedna na 1 tys. cząsteczek wody, a w dodatku są one mocno nietrwałe - duża ilość fotonów jest dla nich zabójcza. Pięć dni temu ISON produkowała dwudziestokrotnie więcej cząsteczek cyjanowodoru niż dziś.
- Może to oznaczać, że jądro komety już nie istnieje - mówi dr Drahus.
Dlaczego więc internet zalewają piękne zdjęcia ISON? - To co widzimy na zdjęciach dziś jest wynikiem aktywności komety sprzed kilku dni. Jej rozmiar jest olbrzymi!
Podobny scenariusz spotkał w 2011 r. kometę Lovejoy. Ale mimo że jej jądro rozpadło się, kometa była pięknie widoczna na nocnym niebie. Różnica między tymi dwoma przypadkami tkwi jednak w szczegółach.
- Kometa Lovejoy rozpadała się tuż po peryhelium. To, co potem widzieliśmy na niebie, to były tak naprawdę jej zwłoki. ISON prawdopodobnie rozpada się już teraz, jeszcze przed peryhelium. Gdy jej zwłoki dolecą do Słońca, mogą całkowicie wyparować i nic nie zobaczymy - mówi astronom.
Dla trzymających kciuki za ISON mamy jednak optymistyczną wiadomość.
- Jej los nie jest ostatecznie przesądzony. W ostatnich dniach obserwowaliśmy chwilowe uśpienia komety przeplatane jej wybuchami. Być może jesteśmy świadkami jedynie chwilowej drzemki? Warto dalej ją śledzić - zachęca uczony.
Czekając na ISON, możemy... trochę powspominać. I pomarzyć, jak by mogła wyglądać kometa ISON.
Oto lista kometarnych przebojów, czyli najpiękniejsze komety ostatnich lat :
C/2011 W3 Lovejoy (grudzień 2011)
Kometa Lovejoya. Zdjęcie wykonane 22 grudnia 2011 ze stacji kosmicznej
Kometa, która prawie dotknęła Słońca. Odkryta przez miłośnika astronomii i doświadczonego łowcę komet z Australii Terry'ego Lovejoya. W największym zbliżeniu przeleciała zaledwie 120 tys. km nad "powierzchnią" naszej gwiazdy. Kometa tuż po peryhelium została rozerwana na kawałki a wcześniej obdarta z warkocza co zarejestrowały sondy kosmiczne obserwujące Słońce. Po szybkiej odbudowie ogona była widoczna jedynie z południowej półkuli Ziemi tuż przed świtem.
17P/Holmes (październik 2007)
Cały tekst:
Kometa Holmesa. 4 listopada 2007
Chyba największe zaskoczenie 2007 r. Jeszcze o 12.00 czasu polskiego kometa była widoczna tylko przez największe teleskopy (wcale nie amatorskie). O 18.00 była już jednym z najjaśniejszych obiektów na nocnym niebie. W ciągu sześciu godzin na skutek eksplozji pojaśniała ponad 500 tys. razy.
Początkowo wyglądała jak zwykła gwiazda. Z czasem wytworzyła gazową otoczkę nazywaną komą, która urosła do olbrzymich rozmiarów - w pewny momencie przerosła rozmiarami Słońce i na pewien czas stała się największym obiektem Układu Słonecznego.
http://wyborcza.pl/1,75476,15013400,Roz ... lecia.html